5 tygodni temu wyjechalismy z La Paz na kilka dni w gory - wrocilismy wczoraj bladym switem. kilka dni spedzonych w gorach i ponad miesiac w saunie/piekarniku z plecakami pelnymi najpotrzebniejszego ekwipunku (niestety najpotrzebniejszego glownie w gorach - namiot, cieple puchowe spiwory, troche mrozoodpornych ciuchow)....
jednak jakos sie udalo. chodzilem w tych samych spodniach przez caly czas, pocilismy sie straszliwie, generalnie ledwo zipalismy.
karty pamieci w aparatach tez ledwo zipaly - dlatego wczoraj spedzilismy 14 godzin przy kompach mielac zdjecia i wrzucajac na bloga. wyszlo troche ponizej 300. na wiecej nie mielismy sily - oglada sie to pewnie tez troche topornie :)
plan na dzis - oddac (wszystkie) ciuchy do pralni, zaczerpnac gotowki, dobrze zjesc, pojsc do kina (wielki bialy gringo gdzies w nas wciaz tkwi), pojsc na dworzec i kupic bilet w miejsce gdzie klimat bedzie troche bardziej ludzki (dzungla daje w kosc ale w La Paz jest okolo 10 stopni....).
za kilka dni konczy nam sie pobyt w boliwii (dwa miesiace minely blyskawicznie) wiec trzeba wybrac kierunek ewakuacji. z decyzja nielatwo...
na poludniu zimno
w paragwaju pora sucha wiec wodospady odpadaja
do brazyli nam sie nie chce
na polnocy jest kolumbia i wenezuela i kusi
sugestie?
(aha - oczywiscie, ze najpierw jedziemy na salary!)